Siedziała w pokoju od p a ź d z i e r n i k a… przenoszona z kąta w kąt… Czekała na swoją kolej. I wciąż to nie był jej czas.
Minęła jesień i zima z ciepłymi kaloryferami, a odpowiedni dla niej moment wciąż nie nadchodził. A ona wciąż w pełni sił. Ani jednego dołka, ani jednej niepokojącej miękkości… Przedziwnie cierpliwa. W każdym razie miała być wyjątkowa, więc wreszcie się nią zajęłam. “Szast – prast” i była obrana. Pogotowała się chwilkę, dodałam jej sól, odrobinę cukru i była gotowa. Niesamowicie smakowita!
W sam raz na pożegnanie zimy, bo uświadomiłam sobie, że wiosnę witałam, ale zimy nie pożegnałam i może dlatego właśnie wciąż w zimowej kurtce biegam…?
Miała być z cebulą, jak zawsze, i z tymiankiem, ale cebula właśnie w szczypiorek się zamieniła i zrobiłam inaczej – najprościej. Efekt znakomity! A po spacerze jeszcze lepszy!
Pytanie tylko, czy skoro Jejmość Dynia już zjedzona, to zima naprawdę odejdzie?
Zupa dyniowa – najprostsza (na 3 porcje, bo dynia nie była duża)
700 g dyni
50 g masła
200 ml śmietany
sól i pieprz
olej dyniowy
Dynię obierz ze skóry i usuń pestki. Pokrój w około 1 centymetrową 1 kostkę
Roztop masło w dużym rondlu. Dodaj dynię, dobrze wymieszać i gotować przez około 5 minut. Dodaj 250 ml wody i pół łyżeczki soli. Przykryj i gotuj ok 20 minut na małym ogniu. Dodaj łyżeczkę cukru.
Zmiksuj zupę. W razie potrzeby dosól. Jeśli chcesz aby była rzadsza (albo, aby było jej więcej) ostrożnie (aby nie przesadzić z ilością) dodaj wody.
Podawaj z kwaśną śmietaną i olejem z dyni. Możesz dodać też pestki dyni lub grzanki. Dla mnie jednak wystarczy jej aksamitność ze śmietaną i olejem bez żadnych dodatków.
Smacznego!
Udanego tygodnia, moi Mili!